Rozdział 6
Obudziło mnie głośne
walenie w drzwi przedziału.
-Ciszej! – wrzasnęłam.
-Otwierać! –
krzyknęła obca mi osoba.
Ociągając się wstałam z łóżka pociągowego. Podeszłam do
drzwiczek i odsłoniłam firankę. Do środka weszła dziewczyna, na pierwszy rzut
oka wydawała się straszna. Miała duże niebieskie oczy, włosy ścięte na jeża i
ostry zarys kości policzkowych. Ubrana była w długą czarną sukienkę i czerwone
martensy. Wyglądała dziwacznie, ale miała w sobie ,,to coś,, , zaintrygowała
mnie.
-Przepraszam, pewnie Cię obudziłam. Jestem Justyna. –
przyjaźnie się uśmiechając podała mi rękę.
-Powinnam Ci raczej podziękować, gdyby nie ty to zaspałabym
i ominęła stację. Weronika. Miło mi. – odwzajemniłam uścisk. –Wiesz, może ja
lepiej pościele to łóżko? –zapytałam
-Pomogę ci. – odpowiedziała.
Szybko złożyłyśmy posłanie i usiadłyśmy naprzeciwko siebie.
-Gdzie się zatrzymujesz?
-We Wrocławiu, jadę w odwiedziny do babci. A ty?
-Również – prychnęła z pogardą na wspomnienie o tym wielkim mieście.
–Skąd jesteś?
-Z Kołobrzegu. –odpowiedziałam.
Justyna próbowała nie patrzeć się na moją nogę, korciło ją
aby zapytać się mnie ,,Dlaczego?,,
-W sumie to ja się niejasno przedstawiłam. Mam szesnaście
lat, uczęszczam do pierwszej klasy liceum. Jak już wiesz pochodzę z Wrocławia.
Teraz twoja kolej- mrugnęła do mnie.
-Mam piętnaście lat, w tym roku piszę testy gimnazjalne, lubię
jabłecznik i owczarki niemieckie. Mam bzika na punkcie porządku.
Justyna zaczęła się
śmiać.
-No to jesteś przeciwieństwem mnie. Ja kocham sernik , psy
rasy chow- chow i jestem straszną bałaganiarą.
Śmiałyśmy się do rozpuku.
-Na ile dni zostajesz u babci? – zapytała znienacka.
-Najlepiej na zawsze.
-Spina z rodzicami? Skąd ja to znam- powiedziała.
-Wiele bym dała aby była to tylko lekka kłótnia jak u każdej
dorastającej nastolatki. –westchnęłam
-Och. Widzę, że grubo się z nimi poprztykałaś.
I na tym się
skończyło. Spodobało mi się to, że Justyna nie pytała: ,,Dlaczego?,, , ,,Co się
stało?,, , ,,Ale jak?,, , Wiedziała, że nie jest to dla mnie przyjemny temat do
rozmów i odpuściła.
-Masz jakieś zainteresowania?
Zaskoczyło mnie to
pytanie, jakie ja mogłam mieć zainteresowania? Przez trzy lata zastanawiałam
się tylko nad tym czy wzięłam rano leki. Tak naprawdę niczym się nie
zajmowałam.
-Lubię.. kaczki- palnęłam.
-Naprawdę? To dość nietypowe hobby. –powiedziała i uniosła
lewą brew.
-Tak, wiem. A ty? – zapytałam bo chciałam jak najszybciej
uciec od tematu.
-Malarstwem, fotografią.. ogólnie to sztuką.
-Chodzisz we Wrocławiu na jakieś zajęcia tak?
-Właściwie to uczęszczam do liceum plastycznego.
-Zawsze zazdrościłam osobą, które świetnie rysowały.
-Mam ze sobą swoje prace. Chcesz rzucić okiem?
-No pewnie!- zapiszczałam.
Wyjęła z czarnej
torby brązową teczkę. Wręczyła mi ją.
-Proszę.
Otworzyłam. Oczom ukazały
mi się trzy prace. Jedna namalowana farbami przedstawiała fortepian na środku pustyni.
Druga, wazon z którego wychodził zielono-złote węże. Trzecia ukazywała zachód
słońca w Australii. Ta ostatnia spodobała mi się najbardziej.
-Są piękne. – powiedziałam prawdę, były przecudowne.
-Dziękuję. Miło mi.
Nim zdążyłam dodać,
że ma wielki talent, głos maszynisty poleciał z głośników.
-Za piętnaście minut, zatrzymamy się we Wrocławiu. Proszę
zbierać się do wyjścia.
-Weronika!
-Słucham?- odpowiedziałam i powoli zaczęłam pakować swoje
rzeczy.
-Dałabyś mi swój numer telefonu? Pomyślałam sobie, że jeżeli
tu zostajesz to mogłybyśmy się spotkać.
-Oczywiście.- uśmiechnęłam się. To był pierwszy raz od
trzech lat kiedy ktoś poprosił mnie o numer.
Wręcz skakałam ze szczęścia.
Wymieniłyśmy się adresami i pognałyśmy na peron. Wyszłyśmy z
dworca i stanęłyśmy pod kioskiem.
-To do zobaczenia. – powiedziała Justyna.
-Do zobaczenia. Mam nadzieje, że już wkrótce się zobaczymy.
-Z pewnością. –mówiąc to podeszła do mnie i objęła.- Ja już
lecę. Na razie.
-Na razie- pomachałam jej na pożegnanie.
Wykonałam obrót
wokół własnej osi. Ujrzałam postój taksówek, ruszyłam w ich stronę. Wsiadłam do
pierwszej lepszej. Przywitał mnie łysy Pan z haczykowatym nosem.
-Na Główną 8. Krzyków. – powiedziałam. Taksówkarz kiwnął
głową.
Spojrzałam na zegarek
w telefonie. To był błąd, zobaczyłam na ekranie długi ciąg nieodebranych
połączeń od mamy i … dziwnie ale również od taty. Na wszelki wypadek wyjęłam
kartę i wyrzuciłam przez okno.
-Jesteśmy na miejscu.
-Ile płacę?
-Dwadzieścia sześć złoty.
-Proszę. Dowidzenia.
Stanęłam przed domem
babci. Nie mogłam uwierzyć ile rzeczy się pozmieniało. Zobaczyłam, że za domem
wystaje ogródek a w nim oczko wodne i hamak. Pisnęłam z radości, uwielbiałam po
południu poleżeć na hamaku i poczytać książkę. Poczułam zapach słynnej
,,kaczki,, mojej babci. Była w domu. Rzuciłam torbę na ramię i podeszłam do
drzwi, zapukałam pięć razy. Usłyszałam kroki, w progu stanęła starsza kobieta,
miała na sobie czerwoną sukienkę i uśmiechała się przyjaźnie.
-B-b-babciu? – oniemiałam.
O to kolejny rozdział. Jak mówiłam będę się one pojawiały w
soboty wieczorami. Mam nadzieje, że wam się spodobał. Macie tutaj mojego aska:klik
Marta