niedziela, 12 stycznia 2014

                          Rozdział 5
  Rodzina. Co tak naprawdę można nazwać rodziną? Bo na pewno nie wtedy kiedy jedno z rodziców odchodzi a drugie nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. I nagle wszystko Ci się wali, nie ma przy tobie taty, który witał Cię codziennie rano z uśmiechem na twarzy i mówił, że jesteś niezastąpiona. I mamy, która wylewała siódme poty abyś ty chodziła zadowolona. Odeszli. Magia prysła. Lecz i tak zadajesz sobie standardowe pytanie: ,,Dlaczego ja?,, Pamiętam jak z rodzicami oglądaliśmy taki program. Śmialiśmy się z ludzi, którzy dali się namówić na zagranie w takim gównie, widziałam wtedy jak osoby traciły wszystko. Gdyby nie to, że serial leciał na Polsacie i był źle zareklamowany a w grze aktorów przeważał krzyk i puste gadanie, może coś by z tego było. Dziś sama znalazłam się w jednym z takich programów. I co chwila myślałam ,,Co by było gdyby...?,,
  Wpatrywałam się w sufit. To co chciałam zrobić było karygodne i niedopuszczalne ale co innego mi zostało? Nie mam nikogo oprócz niej, została mi tylko ona. Wstałam. Wyjęłam z szafy torbę, w pośpiechu wkładałam do niej ciuchy, kosmetyki, leki. Dosłownie wszystko się w niej znalazło, wyglądało to tak jakbym miała zamieszkać tam na zawsze a nie na parę tygodni. Obejrzałam się za siebie. Wzięłam głęboki wdech i wyszłam na korytarz. Wychyliłam się sprawdzając czy mama już zasnęła, tak już dawno spała. Schodziłam najciszej jak potrafiłam, doszłam do holu. Wyjęłam z szafki buty, kurtkę , czapkę i szalik. Założyłam je. Otworzyłam drzwi i wyszłam.
   Natychmiast poczułam zimny powiew wiatru. Jak na wrześniową noc było dosyć zimno. Poszłam krętą ścieżką, jak najdalej od domu. W ostatniej chwil mama mogłaby się przecież obudzić a plan ucieczki zakończył się niepowodzeniem. Kiedy doszłam do końca ujrzałam lampę a przy niej budkę telefoniczną. Przeszłam niewiele a czułam taki ból w nodze jakby przejechało po mnie stado dzikich koni. Otworzyłam kabinę, w dłonie wzięłam telefon. Zadzwoniłam. Odebrano po trzech sygnałach.
-Biuro taksówek Euro Stop. W czym mogę pomóc? - zapytała kobieta.
-Dobry wieczór. Poproszę taksówkę na ulicę Matejki 2c. - odpowiedziałam zdyszana.
-Oczywiście. Za chwilę pojawi się transport. Dziękuję dowidzenia.
-Dowidzenia. - odparłam.
  Nie chciałam wychodzić z kabiny. Było tu ciepło, pozostałam w niej aż do chwili kiedy pojawił się transport. Weszłam do auta.
-Dobry wieczór, poproszę pod dworzec kolejowy. - zaczęłam.
-Oczywiście. A gdzie panienka się wybiera? Czy to aby nie jest za późna pora na takie podróże dla młodej damy? - zapytał  szarmancko.
  Zirytował mnie. Płacę więc wymagam, do szczęścia mu to jest potrzebne? Chciałam mu powiedzieć kilka słów, zamiast nich odparłam:
-Jadę dać mamie walizkę. Jedzie do Warszawy na spotkanie i zapomniała wziąć torby z rzeczami. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Ależ z twojej mamy artystka! - zaśmiał się .
  Dalej rozmawialiśmy już tylko o nauce i pogodzie. Dosyć oklepany temat ale nie chciałam dać po sobie poznać mojego znudzenia tą rozmową. Niech myśli, że jestem wielce zainteresowana tą jego gadaniną. Dojechaliśmy szybko, dałam taksówkarzowi pieniądze i podziękowałam za przyjemną jazdę dorzuciłam nawet napiwek. Wysiadłam i stanęłam przy głównym wejściu dworca. Patrzyłam jeszcze jak samochód odjeżdża, tak na wszelki wypadek. Gdyby Pan z taksówki zainteresował się mną bardziej i postanowił dowiedzieć się głębiej co taka ,,Młoda dama,, robi w takim miejscu i o takiej porze!
  Weszłam do środka. Pachniało spalenizną i potem, odrzuciło mnie. Podeszłam do jednego z czynnych okienek.
-Witam. Moja mama dzwoniła do Pań z prośbą o zarezerwowanie biletu na pociąg do Wrocławia. Miałam przyjść jeszcze dziś po niego i zapłacić.- Chciałam się uśmiechnąć ale za to wyszedł mi grymas.
-Och. Tak, tak oczywiście. Już daję. - powiedziała Pani za szybą . -Proszę skarbie, wyrusza za godzine. - powiedziała i podała mi karteczkę.
-Dziękuję. Dobranoc. - żegnając się ruszyłam w stronę kiosku.
  Wchodząc do środka uderzyła mnie mocna woń papieru zmieszanego z klejem. Stanęłam przy dziale z gazetami, wzięłam kilka czasopism. Dokupiłam jeszcze trzy butelki wody i jakieś słodycze. Wychodząc Pani sklepikarka uśmiechnęła się do mnie współczująco. To pewnie przez nogę- pomyślałam.
  Spakowałam kupione rzeczy do torby, rozejrzałam się. Kątem oka zauważyłam bar. Odruchowo zaburczało mi w brzuchu. Przecież jeszcze mam godzinę do wyjazdu, nic się nie stanie jak coś zjem. Przy budce kupiłam dużą zapiekankę i podwójne frytki. Pan, który sprzedawał prowiant  nie mógł się nadziwić, że taka wątła osóbka jak ja, tyle je. Na te słowa uśmiechnęłam się ciepło. Usiadłam przy stoliku w koncie. Pomyślałam, że udawanie maminego głosy całkiem nieźle mi idzie. Po tych słowach skarciłam siebie w duchu. Skończyłam jeść zapiekankę, wstałam od stołu i podeszłam do budki.
-Mogłabym poprosić jeszcze jedną paczkę chipsów i jednego hot-doga?
-Jestem pod wrażeniem twojej zachłanności do jedzenia. Jak na osobę wiecznie głodną wyglądasz świetnie- powiedział.
-Wie Pan podróż długa, muszę się czymś na jeść.
-Racja, racja. A gdzie się wybierasz?
-Wrocław. Jadę do babci.
-Rodzice kazali czy z własnej woli? - zaśmiał się.
-W sumie to ja uciekłam z domu... - odparłam spuszczając głowę.
-Jak to uciekłaś?
-Mam małe problemy od których muszę uciec.
-Moim zdaniem narobisz rodzicom stracha. Poza tym podróż pociągiem w nocy jest bardzo niebezpieczna.
-Trudno i tak dla nikogo nic nie znaczę - odpowiedziałam ze łzami w oczach.
-Nie płacz mała. Twoi rodzice Cię z pewnością kochają a babcia to pewnie nie może bez ciebie żyć. Jesteś mądrą dziewczyną. ,,Kiedy już wszyscy w ciebie zwątpili pokaż , że się mylili,, - zacytował .
-Jest Pani niezwykle mądrym człowiekiem.
-Ale co mi z tego? Pracuje w budce przy dworcu i zarabiam grosze. A mimo tego jestem cholernie szczęśliwy. - uśmiechnął się. - Oho! Twój hot-dog już jest!
-Dziękuję za radę. Miło było Pana poznać, niestety czas nieubłagalnie leci a ja mam za dwadzieścia minut pociąg. Do zobaczenia ! - bąknęłam.
-Mi również było miło! Trzymaj się! I pamiętaj o tym co Ci powiedziałem!
  Jadłam wolno. Musiałam się napełnić. Stałam i czekałam na pociąg, nagle w smugach chmury widać było czarną kropkę, która z każdą sekundą się powiększała. Pojazd zatrzymał się . Na peronie było niewiele osób zaledwie sześć. Miałam nadzieje, że nie znajdę się w jednym pomieszczeniu z drugą obcą mi osobą. Wsiadłam. Wchodząc podałam maszyniście bilet, spojrzał na niego i gestem dłoni pokazał mi gdzie mam iść. Weszłam do środka, na szczęście byłam sama, zamknęłam drzwi na kluczyk i zasłoniłam je firanką. Rozłożyłam swoje łóżko, pościeliłam je, rzeczy położyłam starannie na siedzeniu. Byłam bardzo zmęczona. Zasnęłam w przeciągu piętnastu minut.

Otóż kolejny rozdział! Trochę was zaniedbałam więc jeszcze wczoraj napisałam kolejny. Jestem równie zmęczona jak Weronika bo jest godzina 1:09 i ledwo wytrzymuje. Mam nadzieje, że czytacie mojego bloga. Pozdrawiam !
Mój ask :kilk

                                                                                                         Marta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz