Rozdział 5
Rodzina. Co tak
naprawdę można nazwać rodziną? Bo na pewno nie wtedy kiedy jedno z rodziców
odchodzi a drugie nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. I nagle wszystko Ci się
wali, nie ma przy tobie taty, który witał Cię codziennie rano z uśmiechem na
twarzy i mówił, że jesteś niezastąpiona. I mamy, która wylewała siódme poty
abyś ty chodziła zadowolona. Odeszli. Magia prysła. Lecz i tak zadajesz sobie
standardowe pytanie: ,,Dlaczego ja?,, Pamiętam jak z rodzicami oglądaliśmy taki
program. Śmialiśmy się z ludzi, którzy dali się namówić na zagranie w takim
gównie, widziałam wtedy jak osoby traciły wszystko. Gdyby nie to, że serial
leciał na Polsacie i był źle zareklamowany a w grze aktorów przeważał krzyk i
puste gadanie, może coś by z tego było. Dziś sama znalazłam się w jednym z
takich programów. I co chwila myślałam ,,Co by było gdyby...?,,
Wpatrywałam się w
sufit. To co chciałam zrobić było karygodne i niedopuszczalne ale co innego mi
zostało? Nie mam nikogo oprócz niej, została mi tylko ona. Wstałam. Wyjęłam z
szafy torbę, w pośpiechu wkładałam do niej ciuchy, kosmetyki, leki. Dosłownie
wszystko się w niej znalazło, wyglądało to tak jakbym miała zamieszkać tam na
zawsze a nie na parę tygodni. Obejrzałam się za siebie. Wzięłam głęboki wdech i
wyszłam na korytarz. Wychyliłam się sprawdzając czy mama już zasnęła, tak już
dawno spała. Schodziłam najciszej jak potrafiłam, doszłam do holu. Wyjęłam z
szafki buty, kurtkę , czapkę i szalik. Założyłam je. Otworzyłam drzwi i
wyszłam.
Natychmiast poczułam zimny powiew wiatru. Jak
na wrześniową noc było dosyć zimno. Poszłam krętą ścieżką, jak najdalej od
domu. W ostatniej chwil mama mogłaby się przecież obudzić a plan ucieczki
zakończył się niepowodzeniem. Kiedy doszłam do końca ujrzałam lampę a przy niej
budkę telefoniczną. Przeszłam niewiele a czułam taki ból w nodze jakby przejechało
po mnie stado dzikich koni. Otworzyłam kabinę, w dłonie wzięłam telefon.
Zadzwoniłam. Odebrano po trzech sygnałach.
-Biuro taksówek Euro Stop. W czym mogę pomóc? - zapytała
kobieta.
-Dobry wieczór. Poproszę taksówkę na ulicę Matejki 2c. -
odpowiedziałam zdyszana.
-Oczywiście. Za chwilę pojawi się transport. Dziękuję
dowidzenia.
-Dowidzenia. - odparłam.
Nie chciałam
wychodzić z kabiny. Było tu ciepło, pozostałam w niej aż do chwili kiedy
pojawił się transport. Weszłam do auta.
-Dobry wieczór, poproszę pod dworzec kolejowy. - zaczęłam.
-Oczywiście. A gdzie panienka się wybiera? Czy to aby nie
jest za późna pora na takie podróże dla młodej damy? - zapytał szarmancko.
Zirytował mnie. Płacę
więc wymagam, do szczęścia mu to jest potrzebne? Chciałam mu powiedzieć kilka
słów, zamiast nich odparłam:
-Jadę dać mamie walizkę. Jedzie do Warszawy na spotkanie i
zapomniała wziąć torby z rzeczami. - uśmiechnęłam się sztucznie.
-Ależ z twojej mamy artystka! - zaśmiał się .
Dalej rozmawialiśmy
już tylko o nauce i pogodzie. Dosyć oklepany temat ale nie chciałam dać po
sobie poznać mojego znudzenia tą rozmową. Niech myśli, że jestem wielce
zainteresowana tą jego gadaniną. Dojechaliśmy szybko, dałam taksówkarzowi
pieniądze i podziękowałam za przyjemną jazdę dorzuciłam nawet napiwek.
Wysiadłam i stanęłam przy głównym wejściu dworca. Patrzyłam jeszcze jak
samochód odjeżdża, tak na wszelki wypadek. Gdyby Pan z taksówki zainteresował
się mną bardziej i postanowił dowiedzieć się głębiej co taka ,,Młoda dama,,
robi w takim miejscu i o takiej porze!
Weszłam do środka.
Pachniało spalenizną i potem, odrzuciło mnie. Podeszłam do jednego z czynnych
okienek.
-Witam. Moja mama dzwoniła do Pań z prośbą o zarezerwowanie
biletu na pociąg do Wrocławia. Miałam przyjść jeszcze dziś po niego i
zapłacić.- Chciałam się uśmiechnąć ale za to wyszedł mi grymas.
-Och. Tak, tak oczywiście. Już daję. - powiedziała Pani za
szybą . -Proszę skarbie, wyrusza za godzine. - powiedziała i podała mi
karteczkę.
-Dziękuję. Dobranoc. - żegnając się ruszyłam w stronę kiosku.
Wchodząc do środka
uderzyła mnie mocna woń papieru zmieszanego z klejem. Stanęłam przy dziale z
gazetami, wzięłam kilka czasopism. Dokupiłam jeszcze trzy butelki wody i jakieś
słodycze. Wychodząc Pani sklepikarka uśmiechnęła się do mnie współczująco. To
pewnie przez nogę- pomyślałam.
Spakowałam kupione
rzeczy do torby, rozejrzałam się. Kątem oka zauważyłam bar. Odruchowo
zaburczało mi w brzuchu. Przecież jeszcze mam godzinę do wyjazdu, nic się nie
stanie jak coś zjem. Przy budce kupiłam dużą zapiekankę i podwójne frytki. Pan,
który sprzedawał prowiant nie mógł się
nadziwić, że taka wątła osóbka jak ja, tyle je. Na te słowa uśmiechnęłam się
ciepło. Usiadłam przy stoliku w koncie. Pomyślałam, że udawanie maminego głosy
całkiem nieźle mi idzie. Po tych słowach skarciłam siebie w duchu. Skończyłam jeść
zapiekankę, wstałam od stołu i podeszłam do budki.
-Mogłabym poprosić jeszcze jedną paczkę chipsów i jednego
hot-doga?
-Jestem pod wrażeniem twojej zachłanności do jedzenia. Jak na
osobę wiecznie głodną wyglądasz świetnie- powiedział.
-Wie Pan podróż długa, muszę się czymś na jeść.
-Racja, racja. A gdzie się wybierasz?
-Wrocław. Jadę do babci.
-Rodzice kazali czy z własnej woli? - zaśmiał się.
-W sumie to ja uciekłam z domu... - odparłam spuszczając
głowę.
-Jak to uciekłaś?
-Mam małe problemy od których muszę uciec.
-Moim zdaniem narobisz rodzicom stracha. Poza tym podróż
pociągiem w nocy jest bardzo niebezpieczna.
-Trudno i tak dla nikogo nic nie znaczę - odpowiedziałam ze
łzami w oczach.
-Nie płacz mała. Twoi rodzice Cię z pewnością kochają a
babcia to pewnie nie może bez ciebie żyć. Jesteś mądrą dziewczyną. ,,Kiedy już
wszyscy w ciebie zwątpili pokaż , że się mylili,, - zacytował .
-Jest Pani niezwykle mądrym człowiekiem.
-Ale co mi z tego? Pracuje w budce przy dworcu i zarabiam
grosze. A mimo tego jestem cholernie szczęśliwy. - uśmiechnął się. - Oho! Twój
hot-dog już jest!
-Dziękuję za radę. Miło było Pana poznać, niestety czas
nieubłagalnie leci a ja mam za dwadzieścia minut pociąg. Do zobaczenia ! -
bąknęłam.
-Mi również było miło! Trzymaj się! I pamiętaj o tym co Ci
powiedziałem!
Jadłam wolno.
Musiałam się napełnić. Stałam i czekałam na pociąg, nagle w smugach chmury
widać było czarną kropkę, która z każdą sekundą się powiększała. Pojazd
zatrzymał się . Na peronie było niewiele osób zaledwie sześć. Miałam nadzieje,
że nie znajdę się w jednym pomieszczeniu z drugą obcą mi osobą. Wsiadłam.
Wchodząc podałam maszyniście bilet, spojrzał na niego i gestem dłoni pokazał mi
gdzie mam iść. Weszłam do środka, na szczęście byłam sama, zamknęłam drzwi na
kluczyk i zasłoniłam je firanką. Rozłożyłam swoje łóżko, pościeliłam je, rzeczy
położyłam starannie na siedzeniu. Byłam bardzo zmęczona. Zasnęłam w przeciągu
piętnastu minut.
Otóż kolejny rozdział! Trochę was zaniedbałam więc jeszcze
wczoraj napisałam kolejny. Jestem równie zmęczona jak Weronika bo jest godzina
1:09 i ledwo wytrzymuje. Mam nadzieje, że czytacie mojego bloga. Pozdrawiam !
Mój ask :kilk
Marta.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz