wtorek, 23 grudnia 2014

                                                       Rozdział 9
--J-justyna? - zachrypiałam.
-To jedna z tych scen kiedy klękasz przede mną i mówisz jaka jestem boska?- zaśmiała się i cmoknęła.
-Bardzo śmieszne! Czyli jednak się zdecydowałaś?
-Jak widać, nie pytaj o nic więcej. Po prostu tu jestem, dla ciebie.- odpowiedziała z uśmiechem.
Weszłyśmy do przedziału, położyłam się i zaśmiałam.
-Co tobie? - wtrąciła Justyna.
-Cieszę się, że mam ciebie. Jesteś jedyną osobą, którą kiedykolwiek o mnie zawalczyła.
-Daj spokój młoda, zasługujesz na to.
Leżąc na łóżku myślałam tylko o tym, że nie wszystko stracone, że zaczynam nową przygodę w moim życiu. Niebezpieczną ale jakże podniecającą, czułam obawę, jeśli nie dam rady? Będę musiała walczyć czy tego chcę czy nie... dla dobra rodziny. Podniosłam się z miejsca z zamiarem wyciągnięcia telefonu, chciałam porozmawiać z mamą. Szybko jednak się otrząsnęłam, przecież kartę wyrzuciłam a numeru nie pamiętam.
-Ile będę się musiała z tobą męczyć w jednym przedziale? - zagaiła Justyna.
-Około czterech godzin - powiedziałam i wydęłam usta w skośny łuk jak głupie spikerki w telewizji.
-Czeka nas długa podróż...- westchnęła.
-Damy radę! - krzyknęłam!
Rzuciłam się na łóżko i z błogim uśmiechem zasnęłam.

***
-Za dziesięć minut będziemy w Warszawie, proszę wszystkich o zabranie swojego bagażu. - ze snu zbudził mnie donośny głos konduktora. Spojrzałam na zegarek za piętnaście szósta, Justyna precyzyjnie ścieliła łóżko, wstałam i zaczęłam ścielić swoje.
-Jak się spało? - zapytała.
-Nawet, nawet ale szału nie ma, a u ciebie?
-Strasznie, ledwo rękoma mogę poruszać.
Uśmiechnęłam się z wyrazem współczucia.
-Weźmy bagaże i zacznijmy już powoli się stąd ulatniać. - szepnęła Justyna.
-W porządku.
Wyszłyśmy z pociągu w kiepskim nastroju. Ja- czułam obawę przed spotkaniem z tajemniczym mężczyzną, który czekał na mnie w Paryżu. Justyna- była głodna i wszystko ją bolało.
-Może pójdziemy najpierw coś zjeść? Zaraz mi język do dupy ucieknie. -stęknęła.
-Jasne, a znasz jakieś miejsce?
-Nie, a ty?
-Ja też nie.
-To jesteśmy w kropce, zostaje nam McDonald.
-Jestem za! - krzyknęłam.- Ale co zrobimy z bagażami?
-Znam przytulny motel w samym sercu Warszawy, nie drogi i przyjemny. Może tam?
-Może być.
Ruszyłyśmy w stronę wielkiego znaku znanemu na całym świecie -duża żółta litera "m". Wchodząc do środka, poczułam ostry zapach smażonych frytek i tłustych burgerów.
-Pójdę zamówić, a ty popilnuj rzeczy.- rozkazała Justyna. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam.
Usiadłam w fotelu, rozglądałam się dookoła. Czy naprawdę wszyscy chcą mnie unicestwić? Co ja zrobię kiedy przyjdzie co do czego, słodki Jezu to będzie trudniejsze niż myślałam.Odłożyłam kurtki na bok, w mgnieniu oka pojawiła się obok mnie Justyna z tacą pełną "małych grzeszków".
-Jazda na maska! -zaśmiała się.
-Bardzo śmieszne.- stęknęłam. Jadłyśmy w ciszy, po zakończonym posiłku wstałam z zamiarem wyrzucenia śmieci, w jednej ręce trzymałam kurtkę w drugiej natomiast tacę. Z wysiłkiem próbowałam wyrzucić jej zawartość, na marne. W pewnym momencie ktoś przytrzymał otwór i spokojnie mogłam wepchnąć papierki do kosza. Odwróciłam się, moim oczom ukazał się chłopak. Wysoki brązowooki z pięknym uśmiechem.
-Ekheem.. mmm... Dziękuję. -chciałam zachować powagę, na próżno.
-Nie ma za co -odpowiedział. - Jestem Michał - uśmiechając się zadziornie podał mi rękę.
-W-weronika - umrę ze wstydu zaraz...
-Co tu robisz Weroniko? -mówiąc to przeczesał dłonią czarne jak smoła włosy.
-Zatrzymałam się na dwa dni, w środę wylatuję- odrzekłam ze stoickim spokojem
-Jeśli można wiedzieć, gdzie? - zapytał, nogi się pode mną ugięły, jak on był przystojny!
-Do Paryża, -odparłam.
-Mieszkasz tam?
-Jadę do babci, w odwiedziny.- nie mogłam mu powiedzieć z jakim zamiarem, chociaż dawał wrażenie uczciwego.
-Jeśli zostajesz na dwa dni, to jutro co robisz? -zagaił.
-Raczej nie mam planów. - uśmiechnęłam się.
-To może spotkamy się jutro?
-Brzmi nieźle.
-O dwudziestej przed pałacem kultury?
-Jasne.
-Do zobaczenia Weroniko!
-Na razie Michale.
Usiadłam na krześle, zrobiło mi się ciemno przed oczami. Naprawdę mnie zaprosił? Widzę te nagłówki : "Przystojniak z Warszawy zaprasza kalekę na randkę, po czym rzuca się z mostu , aby zapomnieć o nieudanym spotkaniu z jakże wylewną kuternogą". Nie zdążyłam się głębiej zastanowić, jak z podziemi wyłoniła się Justyna.
-Co to był za chłopak? Co? O czym rozmawialiście? Jakiś fajny, czy ostatni kretyn? - wystrzeliwała z siebie pytania jak z karabinu maszynowego.
-Michał, zaprosił mnie na "randkę".
-Szczęściara, tacy faceci nie zdarzają się często. Będziemy musiały cię w coś ubrać, jak ty wyglądasz.- mówiąc to przeszyła mnie wzrokiem. Miałam na sobie legginsy, podkoszulkę i sweter lekko ubrudzony. -Podczas gdy ty flirtowałaś ze swoim kochasiem ja zdążyłam obdzwonić parę moteli. Mamy jeden położony jakieś sto metrów od dworca, jak już odłożymy rzeczy to pójdziemy na zakupy bo przecież tak nie pójdziesz.
-Nie sądzę, żeby to było potrzebne. - uśmiechnęłam się skromnie.
-Daj już spokój. - skarciła mnie.
Wychodząc trafiłyśmy na taksówkę, która zawiozła nas pod sam motel. Zapłaciłyśmy i weszłyśmy do środka. Motel był przytulny, poobijany deskami i tapetą prezentował się uroczo. Justyna ruszyła w kierunku recepcji kiedy ja podawałam bagaże starszemu mężczyźnie. Udałam się w kierunku pokoju z numerem 7, otwierając drzwi poczułam ostry zapach wody kolońskiej i cynamonu. Dziwne.
Po krótkim czasie weszła Justyna i w popłochu zaczęła wyciągać ubrania z mojej walizki.
-Masz ubierzesz na razie to, resztę kupimy w sklepie.- podała mi dżinsy i biały sweterek. Jak małe dziecko, któremu kazano iść się umyć, weszłam do łazienki zdejmując z siebie poprzednie ciuchy i zakładając następne. Podeszłam do toaletki i z kosmetyczki wciągnęłam tusz oraz błyszczyk. Uczesałam włosy w koński ogon i wyszłam. Justyna odwróciła się nerwowo z otwartą buzią.
-Wyglądasz nieziemsko! - krzyknęła.
-Dziękuję.
-Dobra bierz torebkę i chodź, za pięć minut mamy autobus. - Szybko wzięłam swoje klamoty i pognałam za Justyną zamykając wcześniej drzwi. Przez to całe zamieszanie z Michałem zapomniałam już nawet dlaczego tutaj jestem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz