wtorek, 23 grudnia 2014

                                            Rozdział 8
   Rozmytym wzrokiem wpatrywałam się w sufit. Oczami błądziłam po całym pokoju, myśląc tylko o jednym ''Kiedy ta wstrętna baba pójdzie spać?''. Wodząc palcem po skroni, nuciłam starą jak świat kołysankę, którą mama śpiewała mi na dobranoc.
''Więc mocno ściskaj pięści
  Jak gdybyś chciała na krótko
  Zatrzymać małe serce
  Co jest jak chwiejna łódka.''
    Śpiewając ją znów poczułam się pięcioletnią dziewczynką dla której świat jest pełen zagadek i strasznych potworów. Nagle umilkł telewizor, światła zgasły a starsza Pani szybkim krokiem powędrowała w stronę swojej sypialni, trzasnęły drzwi. Jeszcze przez chwilę słyszałam jej kroki, lecz po chwili umilkły. Postanowiłam policzyć do stu.
Raz, dwa, trzy...
Trzask!
   Poderwałam się w trybie natychmiastowym, obróciłam na wszystkie strony. Oddychałam płytko i czułam, że moja głowa zaraz eksploduje. Co to było? Wstałam i podeszłam do wnęki w podłodze, którą przed chwilą zepsułam. Wyjęłam z niej plik banknotów i odłożyłam na bok, chwyciłam list i zaczęłam czytać.
                '' Droga Weroniko!
     Jeżeli czytasz ten list, to pewnie znajdujesz się w swojej sypialni ze skrawkiem papieru w dłoni i plikiem banknotów. Chcę, abyś wyruszyła w podróż, otóż ja i twój ojciec uczestniczyliśmy w organizacji zwanej OKP, gdy twój tato wyrzekł się władzy podarował ją tobie. Jesteś na celowniku kochana, piszę ten list w pośpiechu. Mam niewiele czasu, zaraz mnie znajdą i zamkną. Wyrusz w podróż dookoła świata zaczynając od Paryża, tam znajdziesz człowieka o imieniu Paolo Crretorio's on udzieli Ci wielu wskazówek dotyczących odnalezienia mnie. Oni cię dopadną, uważaj na siebie.
                                                                                                                      Babcia ''
   Potrzebowałam chwili, aby mój mózg zaczął normalnie funkcjonować. Przed oczami zaświtały mi białe plamki, co to miało znaczyć? Jaka organizacja i kim ja właściwie jestem? Miałam setki pytań do babci i pretensje, że dowiedziałam się dopiero teraz. Co ja mam teraz zrobić? Kto mi pomoże? W głowie zaświeciła mi żółta lampka, Justyna! Sięgnęłam po telefon i z prędkością światła wybrałam numer. Odebrała po sześciu sygnałach.
-Czego? -powiedziała zaspanym głosem.
-Cześć to ja Weronika, pamiętasz mnie?
-Weronika? Ah tak, co cię do cholery jasnej skłoniło, aby wydzwaniać do mnie o pierwszej w nocy?!
-Posłuchaj mnie, mam kłopoty i to poważne. To nie jest rozmowa na telefon, musimy się spotkać.
-Teraz?!
-Tak teraz, za pół godziny na rynku.
-Nienawidzę Cię!- zaśmiała się i zakończyła rozmowę.
      Chwilę później, stałam przed domem starszej pani, z walizką w dłoni., podjechała taksówka.
-Dobry wieczór, poproszę na rynek.
-Oczywiście.
       Zdziwiło mnie to, że mężczyzna w podeszłym wieku nie zadawał żadnych pytań. Siedziałam w milczeniu. Dojechałam na rynek, czekałam pięć, dziesięć, piętnaście minut. Miałam ochotę kopnąć walizkę i uciec, gdzie jest Justyna? Po chwili dostrzegłam znajomą czarną spódnicę w oddali i papierosa w ręku, to była ona. Podeszła do mnie spokojnym krokiem, zgasiła papierosa i usiadła na ławce.
-Słuchaj mam problem, odwiedziłam moją babcię niestety ale zamiast niej w jej domu mieszkała inna starsza kobieta. Mówiła, że babcia opuściła ją jakiś czas temu dla mojego dobra i bezpieczeństwa. Mam wskazówki jak mogę ją znaleźć, proszę cię pomóż mi! - zaczęłam.
- Skarbie, nawet jeślibym chciała ci pomóc to jest to niewykonalne, szkoła, zajęcia, nie mogłabym tego wszystkiego od tak rzucić. Rozumiesz? - powiedziała. Pokiwałam i spuściłam głowę.
-Tak wszystko jasne, jeżeli zmieniłabyś zdanie za godzinę mam pociąg do Warszawy. Cześć.
-Cześć kruszynko! - krzyknęła Justyna.
      Odchodząc myślałam, ze się rozpłaczę. Jedyna osoba jaka kiedykolwiek polubiła mnie taką jaka jestem, dała mi kosza. Co ja teraz zrobię? Piętnastolatka sama w stolicy, nie brzmi dobrze. Ruszyłam w stronę dworca, usiadłam na ławeczce pod kioskiem i czekałam. Z kieszeni wyciągnęłam telefon,chciałam zadzwonić do mamy po chwili jednak zrezygnowałam, aczkolwiek wyrzuciłam kartę. Kiedy dochodziła godzina druga wzięłam rzeczy i weszłam do środka, kupiłam bilet i czekałam na pociąg. W oddali widać było świecącą lampkę, wstałam wzięłam walizkę i podeszłam bliżej. Gdy pojazd dojechał wsiadłam do środka i zajęłam miejsce przy oknie. Po jakimś czasie zaczęli sprawdzać bilety, podałam im swój na co odpowiedzieli z uśmiechem. Pociąg ruszył, wyszłam z przedziału, otworzyłam okno aby zaczerpnąć powietrza. Obok mnie stała kobieta paląca papierosa, chociaż przed nią widniała tabliczka zakazu palenia, odwróciłam się w jej stronę, żeby zwrócić jej uwagę. Jednakże postanowiłam tego nie robić, z wiadomego powodu. To była Justyna.
             

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz